Od początku listopada obawialiśmy się o tutejsze ulewne deszcze, które (jak stwierdzili sami Hiszpanie) spóźniały się od kilku tygodni. Świadomi tego, iż mamy sporo szczęścia związanego z pogodą , wykorzystaliśmy z Sebastianem do maximum każdy dzień wspinaczkowy.
Pierwszy tydzień listopada był ostatnim ciepłym okresem w Rodellar, po którym przyszły bardzo zimne noce i pochmurne wietrze dni. Prowadząc Geminisa tu i ówdzie skała była mokra, a chwyty wilgotne. Kolejne dni wspinaczkowe z bardzo przyjemnych zmieniły się w pełne dyskomfortu godziny spędzone pod ścianą, gdzie zimno paraliżowało całe ciało, a skostniałe paluchy – po wykonaniu kilku ruchów w skale – otwierały się w drugą stronę. Jak zawsze zmotywowani nie odpuszczaliśmy…
Po 15. nastąpiło totalne załamanie pogody. Deszcz, mgły, wszechobecna wilgoć.
Zalane Las Ventanas zmusiło mnie do zdjęcia expresów i szybkiego wycofu z zapatentowanych dróg. Jedynym suchym skrawkiem ściany okazały się lekkie przewieszenia Gran Bovedy. W Rodellarze pozostali najbardziej wkręceni i zdesperowani wspinacze, mający nadzieję na polepszenie się warunków.
Pozdrawiam Ola