..
Blog Oli Taistry

99 | 108071
 
 
2008-02-16
Odsłon: 914
 

Słowacki trenażer

Chcąc wykorzystać skrócony okres przygotowawczy do sezonu 2008 udałam się w najlepsze z możliwych miejsc, które oferuje mi idealne warunki treningowe - czyli Zylina.
Kompleks obiektów sportowych obejmujących: świetną bulderownię najlepszego wspinacza słowackiego, Jura Repcika - „K2”, wielką ścianę w Povazskiej Bystricy, ścianę w Martinie oraz wszechstronnie wyposażoną siłownię i basen posłużyły mi znakomicie.

Dzięki 3-tygodniowej mocnej i skondensowanej dawce treningowej (12 treningów tygodniowo) uzyskałam to, co wcześniej osiagałam w przeciągu 1,5 miesiąca ładowania.
Ze ściany na siłownię, z siłowni na ścianę, z bieżni pod prysznic, z prysznica do spania.
Po bulderach hantle, po hantlach obwody, po bieganiu… aaaaaaaaaa nieście mnie na rękach do mieszkania, bo totalnie nie vladam!!! :)))
Następnego ranka, wlewając w siebie zaparzoną przez Joza obrzydliwą małą czarną, pędziłam na panel nie pamiętając o dniu poprzednim.
Po pierwszym treningu godzinna drzemka. Wysmarowana gelem chłodzącym od stóp do głów doprowadzałam się do stanu używalności na wieczorny trening.
Kolejna mała czarna i „rura” do pobliskiego Fitness Clubu, aby zdążyć przed zjazdem Panów Kulturystów…  

{To z czym spotkałam się w Zylińskiej siłowni dało mi wiele do myślenia. Nigdy wcześniej nie miałam okazji obserwować profesjonalistów w akcji (oczywiście w dziedzinie kulturystyki), których nie brakowało w owej siłowni;) Niemniej jednak wielkich, małych, chudych, tłustych, starych, młodych, amatorów, bądź zawodników z "górnej półki" charakteryzowała ta sama cecha - wszyscy bardzo poważnie podchodzili do kwestii treningu. Czas trwania jednostki treningowej, ilość wykonywanych serii, rodzaj wypijanego płynu w trakcie i po (!), ręczniczek, aby nie zapocić przyrządów, gąbeczki, aby nie upuścić ciężaru i kartka treningowa wystająca z kieszeni spodenek… uświadomiło mi jedno - dużo większą świadomość kultury fizycznej wśród Słowaków w porównaniu do Polaków.}

…ostatnie minuty treningu poświęcałam na streaching, bez którego następnego dnia nie wstałabym z łóżka.   

Trenując z młodym, niezwykle ambitnym Jozem Kristoffy oraz słowacką mistrzynią w bulderingu, oddaną przyjaciółką - Lenką Micicovą moja motywacja była bardzo wielka, przez co nie odczuwałam narastającego zmęczenia. Towarzystwo na ścianie traktujące mnie bardziej przez pryzmat tego kim jestem jako człowiek, a nie, jak się wspinam i jakie osiągam wyniki, dało mi komfort i spokój, jakiego bardzo potrzebowałam. 

W tym samym czasie, oddalony o 1550 km Sebastian wraz z podopiecznymi zapaleńcami wspinaczkowymi bojował o każdy kolejny metr skały. Odbierając smsowe wieści ze Sperlongi aż spadałam z krzesła dławiąc się równocześnie sojową tycinką. Ekipa młodziutkich zawodników SW (w większości będąca po raz pierwszy na wescie) wspinała się niezwykle sukcesywnie, osiągając swoje topy wspinaczkowe. Jednak o tym w następnym odc.

Wracając do tematu Słowacji...
To niesamowite, jak odmienną mentalnością charakteryzują się sąsiedzi z zagranicy. Skromni, życzliwi i bardzo przyjaźni. Na pierwszy rzut oka absolutnie nie zdradzają swoich umiejętności wspinaczkowych, za co ich niezwykle szanuję. Przesympatyczna atmosfera i zaprzyjaźnione grono ludzi sprawiły, że te 3 tygodnie lutego były niezwykle udane.

Teraz jedyne, czego potrzebuję, to odnowy biologicznej w Golden Spa.

Pozdrawiam :)
 
 
 
 
KOMENTARZE
 
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
ZAPISZ
 
jalu 2008-02-17 09:20:45
taka mała, a takie ramię!


Archiwum wpisów
 

Pn

Wt

Sr

Czw

Pt

So

Nd