Kolejna wizyta w Olianie zaowocowała prowadzeniem przepięknej linii o nazwie La Marroncita, wycenionej na 8b/b+.
40-metrowa droga proponuje różnorodne wspinanie (pod względem formacji i chwytów). Start drogi to techniczne „brzuszki" prowadzące do szerokiej rysy z no-hand’em.
Główne trudności biegną w zacięciu, a ich kontynuacja to atletyczne, długie ruchy w przewieszeniu. Drogę kończy odcinek w lekko przewieszonej płycie z obłym kaloryferem, który należy potraktować bardzo poważnie ;)
Udało mi się zaliczyć jeden lot mając karabinek zjazdowy przed twarzą :)
AAaaaahhhhhhhhh, aż się pobeczałam! I nawet nie wiem, czy ze złości, czy z przykrości. Jednak wiedziałam, że nie wolno mi było tak lekceważąco potraktować końcówki drogi.
Prowadząc drogę po raz ostatni (ten zakończony sukcesem) byłam pełna obaw o mojego ledwo stojącego na nogach asekuranta, którego grypa żołądkowa co przerwę wzywała do krzaka, jak również wiszącego tuż nad moją głową – w pozycji poziomej (ze względu na siłę wiatru) – fotografa. Bałam się, że i jednemu i drugiemu może stać się krzywda… tym samym również mi. Na szczęście Jozo nie zemdlał, Łukasz nie wpadł na mnie z całym sprzętem fotograficznym, a ja uporałam się z końcówką drogi, traktując śmiertelnie poważnie ruch, z powodu którego tydzień wcześniej zabrakło nam chusteczek i papieru toaletowego ;)
Zdjęcia z mojego przejścia (autorstwa Łukasza Warzechy) w idealny sposób oddają emocje, szalejący tego dnia wiatr i to wszystko, co towarzyszyło prowadzeniu La Marrontica.
Aktualnie planuję skoncentrować się na Margalefie.
Pozdrawiam