..
Blog Oli Taistry

99 | 108141
 
 
2008-10-30
Odsłon: 770
 

Krioterapia za friko

Bez względu na dużą wilgotność i niekorzystne warunki pogodowe, będąc mocno zdeterminowana, zdecydowałam się na walkę ze swoim projektem w sektorze Piscineta. Wraz ze swoim nowym partnerem wspinaczkowym wybrałam drogę wodną celem zaoszczędzenia energii. Jak zwykle transport miał stanowić mój ponton.
Tym razem energii nie zaoszczędziłam, a raczej pozbyłam się jej w nadmiarze!

Nigdy nie przypuszczałam, że niepozorna przeprawa przez kanion potrafi być aż tak wysoce stresogenna lub nawet stanowić duże zagrożenie dla zdrowia.
W połowie drogi mój ponton ni stąd, ni zowąd zaczął nabierać wody.
Ponieważ prąd rzeki był znacznie silniejszy, a poziom wody dużo większy niż dotychczas, „Tytanikiem” sterowało się o wiele gorzej, a tempo przemieszczania się było bardzo powolne. W pewnym momencie, zdając sobie sprawę, iż nie dopłyniemy do brzegu z balastem, jaki stanowiły dwa plecaki pełne sprzętu, postanowiłam ratować dobytek…
Skok do wody,  której temperatura nie przekraczała 5, może 7 stopni, był totalnym szokiem termicznym dla mojego organizmu!
Skostniałe w mgnieniu oka ręce i nogi odmówiły posłuszeństwa. Początkowo próbowałam ratować ponton z zawartością, ale nie byłam w stanie przepchnąć go do znajdującego się kilkanaście metrów dalej brzegu. Nie potrafiłam normalnie oddychać, a moje zupełnie zesztywniałe mięśnie umożliwiły mi jedynie dotarcie do sąsiedniej, pionowej ściany kanionu. Tam postanowiłam „odpocząć” i wyrównać oddech. Zanurzona po szyję w lodowatej wodzie nie odczuwałam zimna, ale strach!
Walcząc o to, aby nie ześlizgiwać się rękoma z zaglonionych chwytów na ścianie, zastanawiałam się, czy bez pomocy będę w stanie dopłynąć do brzegu.
Mój partner również był zmuszony do ewakuacji z tonącego pontonu w stylu nurka, w innym wypadku wszystko poszłoby na dno! Cały i zdrowy wyszarpał mokry ekwipunek na brzeg.
Po kilku minutach zdobyłam się na przepłynięcie odcinka, który wydał mi się Kanałem La Manche. Nie chcę wiedzieć, co by się wydarzyło, gdybym gorzej pływała lub wpadła w histerię?
Przemoknięci i zmarznięci zmuszeni byliśmy do dalszej przeprawy, która podobnie jak „niewinny" kanion prezentowała się nadmiar extremalnie. Brodząc w wodzie, sięgającej czasami pasa pragnęłam znaleźć się jak najprędzej pod Piscinetą. Szok, jakiego doznaliśmy, pobudził nas do szybkiego działania. Po kolejnych 20 minutach spędzonych w wodzie wiedziałam, że nici z dzisiejszego wspinania!!!
Projekt czekał, ale złośliwość rzeczy martwych ponownie pokrzyżowała mi plany.
 
Po 5 godzinach odpoczynku czułam się totalnie wycieńczona i energetycznie zdławiona.
Słońce dawno już zaszło, a silny wiatr potęgował wychłodzenie.
Nie było innej rady, jak wspiąć się w celu zagrzania się.
Po intensywnej rozgrzewce i sporej dawce kawy, pomimo wszystko postanowiłam spróbować swoich sił na moim projekcie. Przypuszczałam, iż moja mięśniówka po lodowej kąpieli nie ma prawa funkcjonować sprawnie. Spadałam tuż przed „miejscem”, gdzie zwykle odpadałam.
Krioterapia, jaką sobie zafundowaliśmy, bynajmniej nie podziałała regeneracyjnie.

Pozdrawiam
 
 
 
 
KOMENTARZE
 
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
ZAPISZ
 


Archiwum wpisów
 

Pn

Wt

Sr

Czw

Pt

So

Nd