Tuż po powrocie do Polski miałam jedynie 2 tygodnie na błyskawiczną regenerację i przygotowanie się do kolejnego (tym razem dłuższego) tripu.
Krótki, 14-dniowy okres spędzony w zaciszu domowym, a ja już niecierpliwie przebierałam nogami, marząc o jak najszybszym powrocie w skały Margalefu.
Planowany wspin w zimowych sektorze Espadellas skończy się wraz z najdejściem wysokich temperatur, dlatego szybciutko z pomocą kilku osób (wielkie dzięki Sebastian i Rafał) uporałam się z organizacją tripu.
W międzyczasie odwiedzam kilkukrotnie katowicki i zylinski panel, co uświadomiło mnie - że po skałach mocy na plastiku się nie ma:) , jak również - że wspinanie indoor to nie moja działka…
Spakowana i zmotywowana, z mapą na kolanach i słowackim partnerem wspinaczkowym wyruszyliśmy do Hiszpanii.
Na głos zastanawiałam się, czy czegoś nie zapomniałam:
„Puch i Goretex alpinusowe, buty wspinaczkowe, uprząż, expresy, climbOn, Cocoony, przewodniki – są. Czyli mam wszystko! :)"
Lekko zestresowana (co to będzie bez mojego odwiecznego organizatora Sebastiana?!) zdana na własne siły, obawiając się wydłużonej podróży z niedoświadczonym kierowcą i moim brakiem orientacji w terenie… włączyłam GPS :)))))
Kolejne tygodnie mam zamiar spędzić jak zwykle bardzo wspinaczkowo w rejonie Margalef, a także odwiedzić okoliczne miejscówki jak: Oliana, Siurana, Monsant.
Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie!