..
Blog Oli Taistry

99 | 107853
 
 
2008-06-20
Odsłon: 1087
 

Cuenca

Zostawiając za plecami mokrą Katalonię, za radą Hiszpanów trafiliśmy do Cuenci.
Miasto nocą wygląda wprost fenomenalnie! Otoczone olbrzymimi, podświetlonymi murami skalnymi robi na nas spore wrażenie.
Parkujemy VW w pierwszej lepszej bocznej uliczce poza miastem, aby przespać tę noc.
Niestety ciężko jest zasnąć będąc podekscytowanym nowym miejscem. Zakitrany w śpiworze Sebastian, po raz kolejny wertuje artykuł Gacka na temat Cuenci… sprzed 11 lat!
Pełna wrażeń zagraniczna podróż Jacka Kudłatego do Hiszpanii, w barwny i niezwykły sposób opisywana na łamach magazynu „Góry” będąca na tamten czas dla SW niedostępna, nagle stała się realna.
Samej aż ciężko mi uwierzyć, że znalazłam się w miejscu mocno reklamowanym w ubiegłym roku przez Eve i choć wciąż przeklinałam ten cholerny niefart pogodowy, szczerze przyznam, że okazał się na swój sposób pozytywny, ponieważ w innym wypadku nie odwiedziłabym jednego z najlepszych miejsc wspinaczkowych, w których miałam okazję być.

Otwieramy oczy bez pomocy budzika. Wlewamy w siebie wrzące espresso i jak naelektryzowani pędzimy do centrum w poszukiwaniu przewodnika, o którego istnieniu nikt w mieście nie ma zielonego pojęcia. Choć Dafnis kazał kierować się w celu zakupu topo do „antiqua shop” znajdującego się tuż przy sektorze Alfar, mijając budynek, nawet przez myśl nam nie przeszło, że można tam coś sprzedawać. Wreszcie nabywamy go w księgarni. 18 euro i w trzy piguły chodzenia – tyle kosztuje nas biblia wspinaczkowa.
W kurtce puchowej (chcąc nie chcąc lekko nieświeżej, upapranej z magnezji) przedzieram się przez tłumy pachnących, prowadzących jak niezwykle inny ode mnie tryb życia - mieszkańców Cuenci. W biegu wertuję pięknie wydany przewodnik po Cuence. Na dzień dobry rzuca mi się fota Evy na „Nurii” (8c) i kumulacja tak wielu trudnych dróg w jednym miejscu.

20 min. później sprężeni truchtamy pod skały. Sebastian mamrota non stop coś o Public Enemy, a ja nie bardzo wiem, czy mu na głowę nie padło!
„Co za Public Enemy??? Halo, Sebastian!” Nie słyszy… Poleciał pod 30-metrowy murek obwieszony jak choinka expresami.
Sektor Martin Alhaja, nie robi na mnie wielkiego wrażenia. Śliski i przypominający polski wapień. Jednak klasę wspinania doceniamy dopiero w trakcie… walki! Poza tym każdy kto przyjeżdża do Cuenci chce poprowadzić historyczną Public Enemy!  

Kilka dni później odbieram maila od lokalnych wspinaczy z listą dróg, które są godne uwagi.
Lista jest dłuższa niż ta, którą zrobiłam sobie jeszcze w Polsce przed wyjazdem na kilkumiesięczny trip.. (nawiasem pisząc, którą wyrzuciłam, bo całe moje planowanie szlag trafił!)
I tak oto rozpoczęła się nasz przygoda w Cuence.
 
***********************
 
Po kilkunastu dniach wspinania w wapiennym, dziurkowym (z lekką ;) ingerencją ludzkiego dłuta) rejonie – znam swoje miejsce w szeregu wspinaczkowym!
Bardzo różniąca się od wcześniejszego, również dziurkowego  konglomeratu Margalefu (głównie pod względem wycen dróg) Cuenca, uświadomiła mi, że wspinania w Hiszpanii absolutnie nie można oceniać przed pryzmat Rodellaru i tamtejszego, bardzo przystępnego robienia wyniku. Choć 8b, b+, c jest tu w bród, lokalni wspinacze zaznaczyli, że tylko na pojedynczych będę sobie w stanie poradzić. Główna przyczyna? Bardzo parametryczne, siłowe ruchy (po głównie wykutych chwytach), gdzie nie istnieje opcja skorzystania z pomocniczych chwytów…, bo takie fizycznie nie istnieją. Do tego wszystkiego wybór stopni jest również bardzo ubogi. Wspinanie w Cuence bardzo odbiega od swawolnego, wesołego stylu wspinania typu „money style”. Pełna kontrola ciała, niesamowita ilość fuckerów (bez względu czy to 6a czy 8b) i drogi trzymające do samego końca - to typowe dla tutejszego miejsca. Będąc kobitą trzeba się niezwykle „napocić” (lub mieć wąsa), aby zrobić coś wartościowego w tutejszych skałach…i to właśnie uwielbiam! Z pewnością umieszczę Cuence na liście moich ulubionych rejonów!  
 
******************************************
 
Po ok.1,5-tygodniowym pobycie w Cuence, gdzie euforia wspinaczkowa miesza się z frustracją spowodowaną obfitymi opadami deszczu, a bliskie sukcesu prowadzenia „wartościowych” linii z motywem „zatopionego namiotu” jesteśmy zmuszeni do zmiany po raz n-ty rejonu, na oddalony o 500 km Margalef.
Podobnie jak Sebastiana nie bawi mnie brak suchego ciucha i kolejne pozostawione w ścianie expresy, szczególnie że zaczęliśmy się rozkręcać …
Kilkanaście dróg do 7c OS i 8a RP to efekt zaczątku wspinu w Cuence.
 
 
 
KOMENTARZE
 
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
ZAPISZ
 


Archiwum wpisów
 

Pn

Wt

Sr

Czw

Pt

So

Nd