..
Blog Oli Taistry

99 | 108446
 
 
2011-11-20
Odsłon: 758
 

Andaluzja

Pierwszy tydzień w Andaluzji był nas bardzo "tajemniczy". Do końca nie wiedzieliśmy czego możemy się spodziewać po nowo odwiedzanych rejonach. Nasza działalność wspinaczkowa przybrała formę porównywalną do najczystszego stylu OS , gdzie nie znajdziesz na skale śladów magnezji, ani wygumowanych stopni. Nastawieni przede wszystkim na wspinanie On sightem mieliśmy tym samym jeszcze bardziej utrudnione zadanie. Dzień po dniu "odkrywaliśmy" miejsca i wspinaliśmy się w rejonach, które zapierały dech w piersiach. Przeróżne formacje, bardzo urozmaicony charakter wspinania, oszałamiająca ilość dróg i fantastyczna jakość skały sprawiły, że czułam się jak zaczarowanym ogrodzie. I choć moja przygoda ze wspinaniem ciągnie się od sporego czasu, miałam momentami wrażenie, że nie wiem nic o wspinaniu ;-) .
Pierwszy z sektorów (rejonu Desplominandia), który odwiedziliśmy był mało przewieszonym kawałkiem skały gdzie mieliśmy możliwość zweryfikowania swoich "nieco zakurzonych" umiejętności poruszania się w pionach. Po zrobieniu kilkunastu łatwiejszych dróg i przypomnieniu sobie co znaczy ból stóp zdecydowaliśmy typu przyjemności pozostawić na zimową Oliane. Tymczasem woleliśmy poszukać czegoś mniej katującego stopę ;-) Długo szukać nie musieliśmy! 
Loja- rejon oddalony o 80km od El Chorro okazał się idealnym miejscem do sprawdzenia się w tufach.
 I tak samo jak wydawało mi się, że wiem coś na temat tuf, tak okazało się, że wiele muszę się jeszcze nauczyć.
Rozgrzewka w najpiękniej prezentujących się ściskach w sektorze centrale, na drodze wycenionej (jedynie) za 7a+/b okazała się nie lada batalią :-D . Silnie poruszająca moje ego, spowodowała że tuż zaraz postanowiłam zrewanżować się po odstawionym "cyrku" lądując na linii sąsiedniej o tym samym charakterze, trudniejszej o 0,75 stopnia. Cyrk był już nieco mniejszy, choć zbułowała mnie na tyle, że tego dnia nie było szans wyjść ponad 7c OS :-D.
Dni restowe poświęcaliśmy na zbieranie informacji na temat wspinania w okolicy El Chorro, aby finalnie móc zdecydować co najbardziej odpowiada naszym gustom i na co się nastawić. Od zaprzyjaźnionych Hiszpanów wiedzieliśmy, że koniecznością jest wizyta w Archidonie, jak również w najbardziej spektakularnym rejonie osławionym przez "Chilam Balam" (9b). Dając sobie kilkudniowy okres zapoznawczo-rozeznawczy postanowiliśmy objeździć pobliskie rejony i wybrać miejsce zamieszkania, które wyeliminuje daleki dojazd z samego El Chorro.
 Dzięki podpowiedzi Andrey Cartas, Marty Ramos, Kuby Bielawskiego, sugestiom Luisa Penina i naszego andaluzyjskiego, świeżo zapoznanego przewodnika- Pedro Corrales dotarliśmy w dwa przepiękne miejsa, jakich moje oczy od dawna nie widziały. Mowa o Archidonie i Villanueva del Rosario gdzie odnalazłam się jako wspinacz w 100%. Patenty dotyczące Chorro, które sprzedali nam Michał Wiśniewski i Jan Appelt mamy zamiar juz wkrótce wykorzystać ;-)
Przyspieszone bicie serca spowodował również wizyta w La Muela, która podobnie jak wymienione wyżej rejony ma wiele do zaoferowania.
Po kilku dniach silnej eksploracji i godzinach poświęconych na dojazdy i powroty do Olive Branch, zdecydowaliśmy się na przenosiny do najlepiej usytuowanego miejsca dającego nam możliwości dotarcia w 15-20 minut do rejonów, którymi jesteśmy na chwilę obecną zainteresowani. 
Ponieważ deathline zapoznawczy wciąż trwa, mamy zamiar odwiedzić Otinar, Canete, Zuheros i Grazelema i przy ochłodzeniu- El Chorro...co by ponownie wyjść z założenia, że mało widzieliśmy w swoim życiu :-D
(Zainteresowanych detalami mojej działalności wpsinaczkowej i OKOŁOWSPINACZKOWEJ  ;-) odsyłam na :

http://aleksandrataistra.blogspot.com/2011/11/andaluzja-czyli-inny-wymiar-wspinania.html

Miłej lektury
pozdrawiam serdecznie
Ola










 
KOMENTARZE
 
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
ZAPISZ
 


Archiwum wpisów
 

Pn

Wt

Sr

Czw

Pt

So

Nd